piątek, 12 lipca 2013

Rozdział II.



 "To takie głupie czuć się samotnym, choć wokół pełno ludzi."

- Ale ta cała Iris zachowywała się, jakby była co najmniej królową Wielkiej Brytanii... - opowiadał szatyn żywo gestykulując. 

- A jak one w ogóle wyglądają? - Zayn skierował swoje pytanie do Niallera. 
- Hm... Iris jest dosyć wysoka. Ma przejrzyste, czekoladowe oczy i kasztanowe włosy z blond końcówkami. Ogólnie jest bardzo ładna... 
- Tak, ale wygląd to nie wszystko! Może i jest ładna, ale strasznie irytująca - Styles skrzywił się nieznacznie. 
- Przesadzasz... - zaczął blondyn, ale nie zdążył dokończyć mówić, bo przerwał mu Mulat. 
- A ta druga? 
- Ach... Vivian? Ma długie, czarne włosy, i oczy o tej samej barwie... - mówił Horan. Tylko... Nie mogłem nie zauważyć, że teraz jego słowa brzmiały całkowicie inaczej. Czyżby ta dziewczyna spodobała się naszemu kochanemu Irlandczykowi? Nawet na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Chociaż w sumie to on zawsze był dosyć wesołym człowiekiem. 
- No i w dodatku robi przepyszne naleśniki... Takie, jakie potrafi robić tylko moja mama... - rozmarzył się. 
- Muszę je poznać! - wykrzyknął entuzjastycznie Louis. 
- Naleśniki? - wtrąciłem się. Słowo wypowiedziane przeze mnie wywołało śmiech moich przyjaciół. 
- Nie... Te dziewczyny. Ale... Naleśnikami też bym nie pogardził.
- Przykro mi skarbie, ale ja zajmuję je dla siebie - Malik uśmiechnął się podstępnie. Mojej uwadze nie umknął również fakt, że Lou kiedy został nazwany przez niego "skarbem" lekko się zarumienił. - Znaczy się te dziewczyny, nie naleśniki - kolejna salwa śmiechu.
- Przecież nawet ich nie znasz... I uwierz - nie chciałbyś poznać. Przynajmniej tej Iris - stwierdził Harry wstając z kanapy i kierując się do kuchni. 
- Hazza, daj spokój. A ja myślę, że pasowalibyście do siebie...
- Hej! Nie obrażaj mnie... Może jest ładna, a nawet bardzo... No i przynajmniej ma ostry charakter, ale to nic nie znaczy. - bronił się Harry.
- Ach tak... Czyli teraz całe przedpołudnie spędzimy na obgadywaniu naszych nowych sąsiadek? - spytałem.
- Przestań, Liam! - burknął Zayn. - Znasz mnie. Muszę zobaczyć, czy mam się do czego przygotowywać...
- Mieszkają obok nas. Podglądaj je cały dzień, to może coś zobaczysz. - zażartowałem.
- To nie jest dobry pomysł! - wyrwało się Loczkowi. - Po prostu... Szkoda czasu na tą całą Iris.
- Boże, co się jej tak uczepiłeś? - poruszył się Louis, i wstał z miejsca. - Jeszcze chwila, a pomyślę że ci się podoba.
- Wtedy okazał byś się idiotą, wersją hard! - mruknął Lokowaty. - Nie chce mi się już z wami gadać.
Hazza wyszedł z salonu i udał się na górę. 
- Nawet obraża się tak, jak ona. - skwitował Nialler. - Jednak szkoda, że żaden z was nie potrafi tak gotować, jak Vivian...
- Ej, Horan... - zaczął Zayn.
Lou chyba wyczuł, że zacznie się gadanie o dziewczynach. Dlatego wyszedł na taras z dziwnie skwaszoną miną.
- One naprawdę są takie złe?
- Jak anioły... Znaczy, Vivian jest jak anioł. Iris raczej jak diabeł... W każdym razie, są bardzo, bardzo ładne. I w gruncie rzeczy miłe. Zresztą, sam musisz je poznać, by ocenić. 
- Och, już niedługo! - zaśmiał się Mulat.
Potem zdjął koszulkę i oznajmił rozbawionym głosem:
- Idę kosić trawnik z tamtej strony! Widzieliście to zielsko? - puścił nam oczko.
Pokręciłem głową z dezaprobatą, jednak Zayn tylko parsknął śmiechem i wyleciał z domu, jak na skrzydłach. 
- Dom wariatów...


"Czym dla ptaka są skrzydła, tym dla człowieka jest przyjaźń: unosi go ponad proch ziemi."

sobota, 16 marca 2013

Rozdział I.

Wspomnienia trwają przez całe życie.

- Wiesz co, Is? Ciekawa jestem, czy to wszystko wygląda jak dawniej... Czy wygląda tak jak wyglądało pół roku temu... Wiem, że to głupie, ale tak bardzo chciałabym, żeby babcia była teraz z nami. Żeby uśmiechnęła się do nas kojąco i zaprosiła nas do środka. Żeby tak jak dawnej krzątała się po swoim królestwie - swojej kuchni, przygotowując rozmaite potrawy - wypowiadając te słowa z ledwością powstrzymywałam płacz. 
Dlaczego łzy pomimo mojej woli starały się ukazać to, jak słaba jestem? Poczułam się tak, jakby rana, która pojawiła się w moim sercu po śmierci babci została brutalnie rozdrapana.
Nie. Nie mogę przecież cały czas żyć przeszłością. Skończę z tym. Dzisiejszy dzień będzie ostatnim. Ostatnim dniem wspomnień. Od jutra zaczynam nowe życie. 
Wiem - powinnam była zrobić tak już dawno temu, ale nie miałam siły. Po prostu nie mogłam. 
Za to teraz... Teraz najważniejsza będzie teraźniejszość. Przyszłość również będzie odgrywała wielką rolę, natomiast jeśli chodzi o przeszłość... Przeszłość pozostawię za sobą, i chociaż nigdy nie zapomnę o złych chwilach, ważniejsze będą te dobre, te dzięki którym moje istnienie nabierało sensu.
- Mi też jest ciężko. Ale mogę się założyć, że babcia chciałaby żebyśmy były cały czas szczęśliwe - stwierdziła moja siostra kładąc dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia. Moja kochana Iris. Gdyby nie ona, wszystko byłoby jeszcze trudniejsze. To ona pilnowała, abym w tym wszystkim całkowicie nie zatraciła siebie. Ona i moi przyjaciele. Bez nich nie dałabym rady.
Przekręciłam klucz po czym niepewnie weszłam do środka. Zaraz za mną weszła Iris. Nie wiem, czy czuła to samo co ja. Za to do mnie wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Te wszystkie dni spędzone w tym domu...
Domek jednorodzinny w stosunkowo miłej okolicy w Londynie. Kiedyś przepełniony miłością i ciepłem tej jednej kobiety, którą z dumą mogłam nazwać swoją babcią. Otoczył nas jej zapach, uświadamiający że ona nadal tu jest. Wiem, że to niemożliwe, ale poczułam tutaj ukochaną Darcy.
Pierwszym pomieszczeniem był wąski korytarzyk, pomalowany na niebiesko - ulubiony kolor babci. Z uśmiechem spojrzałam na spore, postarzałe już lustro wiszące na ścianie, i szafeczkę pod nim. Z ulgą zdjęłyśmy buty, żeby jak zawsze porozkoszować się chłodem paneli, albo tak jak wcześniej - poudawać łyżwiarki.
Kilka kroków dalej trafiłyśmy do salonu. To było wyjątkowe miejsce od samego początku. Mięciutka kanapa w czarne pionowe paski, obok niej ulubiony bordowy fotel Is... Z ulgą utkwiłam wzrok w dosyć starym magnetofonie, jednak bardzo stylowym. Obok dostrzegłam... Płytę 'Up All Night'?
- Ja wiedziałam, że babcia była dosyć nowoczesna, ale One Direction? - odezwała się Iris, wpatrując się w płytę. - Dosyć sporo o nich mówiła... Nawet kiedyś twierdziła, że ich zna.
- Napewno jej się to przyśniło! - zaśmiałam się.
Isse ze szczerzem na twarzy podeszła do zabytkowego kominka z szarego kamienia. Ujęła w dłonie obity skórą dziennik. Dobiegłam do niej, gdy go otwierała.
- Ej! Nie mów mi, że to... - zaczęła.
- Co za wstyd... Ona nadal trzyma nasze rysunki z dzieciństwa - mruknęłam. - A przynajmniej trzymała.
Poczułam, że Is zrobiła się jakaś nieswoja. Zamknęła album i rzuciła ochoczo:
- Chodźmy do kuchni!
Uniosłam kącik ust w uśmiechu. Zawsze starała się być silna, by być dla mnie oparciem. Wiedziałam, że dużo ją to kosztuje.
- Jejku... Idziesz?
Ruszyłam raźnym krokiem za nią, zahaczając ręką o całkiem nowy stół i wygodne krzesła z wysokimi oparciami. Ostatni raz spojrzałam na czarno-białe zdjęcia na ścianie, w tym zdjęcia naszej zmarłej matki...
Kuchnia, mimo że nie używana przez pół roku, nadal miała swój specyficzny aromat. Na parapecie stała pełna doniczka świeżych, zielonych ziół. Dostrzegłam też swoją ulubioną półkę z przyprawami, gdzie lubiłam zaglądać. Nie było to duże pomieszczenie, wręcz przeciwnie. Zmieściła się tylko dosyć wysoka lodówka, kuchenka i pięć szafek ustawionych na dwóch ścianach. Jednak jako całość, ta kuchnia była niezwykle przytulna. Nie wspominając już o kolejnym zabytku - ekspresie do kawy.
- Ktoś tutaj mieszka? - Iris przerwała ciszę.
Spojrzałam na nią. Stała, jak zawsze, przy lodówce. Zmarszczyłam brwi i oczekiwałam rozwinięcia tematu.
- Wszystko jest posprzątane, brak kurzu, pajęczyn... Zioła są świeże, i w dodatku mamy trochę jedzenia. Dziwne, baardzo dziwne - dodała.
- Może babcia Darcy wynajęła kogoś? Albo... sąsiedzi?
- Jeżeli na górze śpi jakiś żul, to nie ręczę za siebie. I nawet nie próbuj mnie trzymać, Mała - powiedziała poważnie, jednak zaraz zaczęła się perliście śmiać.
Powędrowałyśmy na górę, lekko skrzypiącymi, ale urokliwymi, drewnianymi schodami.
Chciałam wejść tam razem z siostrą, ale nie dałam rady. Poczułam, że w sypialni Darcy na pewno bym się rozpłakała, a nie chciałam tego. Wskoczyłam do pierwszego pokoju gościnnego, zaraz obok wspomnianej sypialni.
Właściwie to ten pokój zawsze mogłam nazywać "swoim" pokojem. To w nim zawsze sypiałam kiedy przyjeżdżałam do babci zarówno na wakacje oraz ferie, jak i na święta.
Na przeciwko drzwi, dzięki którym dostałam się do jego środka, stało sosnowe biurko, na którym porozrzucane były różnego rodzaju papiery. Podeszłam bliżej owego mebla rozpoznając wśród zapisanych kartek napisaną przeze mnie piosenkę. Nietrudno było mi się domyślić, widząc niechlujne pismo i zauważając wiele błędów, że napisałam ją bardzo dawno temu. Miałam wtedy ze dwanaście, może trzynaście lat. Do ścian poprzyczepiane były ramki z wieloma moimi zdjęciami. Na niektórych byłam sama, na innych z rodziną, z przyjaciółmi, a na jeszcze innych ze sławnymi ludźmi, z którymi miałam okazję występować. Pomimo tego, że jako aktorka i uczennica jednej z irlandzkich szkół miałam mało wolnego czasu, to zawsze starczało mi go na odnajdywaniu się w swojej pasji - czytaniu. Dlatego też w pokoju była drewniana półka zapełniona książkami o różnych gatunkach. Usiadłam na skórzanym, zielonobiałym fotelu, w kolorze ścian zerkając na małżeńskie łoże, w którym sypiałam podczas pobytów w tym domu. Ku mojemu zdziwieniu na pościeli z podobizną jednego z moich ulubionych bohaterów książkowych leżała szara bluza. Tylko... Skąd ona się tam wzięła? Chwyciłam ją, przysuwając blisko swojej twarzy. Na pewno nie należała do mnie, ani do Iris. I co najdziwniejsze - jej zapach mówił sam za siebie - całkiem niedawno ktoś miał ją na sobie. Pachniała przyjemnymi, męskimi perfumami. Więc do kogo należała? Nie, na pewno nie do żadnego żula. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie mody, żeby zauważyć, że do najtańszych, to pewnie ona nie należała. Przerwałam swoje rozmyślanie.
Wyszłam na korytarz, ale nigdzie nie było bliźniaczki. Zebrałam się w sobie i zapukałam w białe drzwi. Usłyszałam cichy pomruk, więc zdecydowałam się wejść. Zaraz po zamknięciu drzwi przywarłam do nich plecami. Rozejrzałam się.
Wszystko było nienaruszone, zupełnie jakbym tutaj była kilka miesięcy temu. Rolety w sporych, przejrzystych oknach były opuszczone. Jedynym źródłem światła były przeszklone drzwi na balkon. Pod tablicą korkową, gdzie babcia Darcy przypinała głównie zdjęcia ważnych osób, stał biały sekretarzyk z mnóstwem papierów i wypchanymi szufladkami. Obok drzwi prowadzących do łazienki nadal stała renesansowa, biała szafa, a na niej jakieś pudła. Odruchowo spojrzałam też na spore łóżko z metalowym ornamentem na zagłówku. Tam siedziała ona. Nie była wcale twarda, ani silna. Była po prostu sobą - Iris Black. Tą kruchą dziewczyną, którą przygniótł ciężar rzeczywistości.
Bez zastanowienia usiadłam obok i poklepałam ją po kolanie. Potrząsnęła głową i ułożyła włosy w charakterystyczny dla siebie sposób. Chciałam spytać, czy wszystko okej, ale ona wskazała tylko tablicę korkową.
Podeszłam do niej. Było tam mnóstwo zdjęć moich, Isse i mamy zrobionych z ukrycia. Jednak bardziej zaciekawiło mnie kilka zdjęć dwóch chłopaków, których nie mogłam sobie przypomnieć.
- Muszę wziąć prysznic, bo po tej podróży z Irlandii jestem wykończona. A to dopiero początek dnia - zaśmiała się nerwowo Iris.
- Ale wiesz, że nasze rzeczy nadal stoją za furtką?

Najlepsze osoby poznaje się przypadkowo.

Poprawiłam na sobie znacznie większy t-shirt, sięgający mi do połowy ud. Nie cierpiałam wstawania rano, bo zawsze wtedy musiałam spojrzeć w lustro. Tak było też tym razem. Przemyłam twarz zimną wodą, a potem umyłam włosy. Sięgnęłam po niebieski ręcznik i zaczęłam je wycierać, przy okazji chodząc po pokoju.
Kolejny raz podeszłam do tablicy korkowej. Cały czas zastanawiałam się, kim są ci mężczyźni na zdjęciach. Kojarzyłam ich twarze, jednak za nic nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Zrezygnowałam z dalszej próby przypominania. Bardziej intrygował mnie sekretarzyk. Bałam się do niego zajrzeć... Nic gorszego od testamentu nie mogłabym tam znaleźć, ale mimo to dostawałam gęsiej skórki na samą myśl o grzebaniu w prywatnych rzeczach babci. Tak strasznie za nią tęskniłam...
Pewnie dalej bym tak łaziła bez sensu, gdyby nie pisk Lu z dołu. Koty babci - Molly i Dusty - wygrzewające się na moim łóżku, również się przestraszyły. Pogłaskałam je w biegu i ruszyłam na dół.
Zdziwiłam się widząc, że czarnowłosa nie jest sama. Potknięcie się o krzesło, czy zbicie szklanego naczynia było bardzo w jej stylu, dlatego zdążyłam się już przyzwyczaić, że opatrywanie jej ran jest moim zadaniem. Ale... Skąd w naszym domu wzięli się dwaj mężczyźni? I... Kim właściwie oni byli? Zaraz... Przecież... Byli łudząco podobni do tych dwóch, ze zdjęcia. Jeden był niebieskookim blondynem średniego wzrostu, i teraz z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy przyglądał się mojej siostrze. Natomiast drugi... Był Szatynem z zielonymi oczami, i uroczymi dołeczkami w policzkach, które z łatwością mogłam dostrzec, dzięki jego szerokiemu uśmiechowi.
- Kim jesteście, i co tu do cholery robicie? - starałam się opanować drżenie głosu.
- Nazywam się Harry. Harry Styles. A ten tu blondasek ma na imię Niall. I... To chyba ja powinienem zadać to pytanie wam - stwierdził z rozbawieniem.
- Mieszkamy, nie widać? - przybrałam najbardziej jadowity ton, na jaki było mi stać.
Kędzierzawy przestał się uśmiechać, i tym razem z większym skupieniem zaczął mi się przyglądać. Już całkowicie zeszłam na dół i spojrzałam na Vivian.
- A ty... Ubrałabyś się jakoś poważniej - rzuciłam w stronę siostry.
- Vice versa, Młoda - zmrużyła oczy.
- W każdym razie... Kim jesteście? Babcia nie mówiła nam nic o pomocy domowej... - zamyśliłam się.
- Chwila, co? - oburzył się Lokowaty. - Nie jesteśmy pomocą domową! Poza tym, nawet się nie przedstawiłaś. Myślisz, że to grzecznie?
Zastanawiałam się, czy to nie jest jakaś komedia. Jednak wtedy odezwała się Lu.
- Ja jestem Vivian Black, a to jest moja siostra Iris. Wybaczcie, ale po prostu jest odrobinę nerwowa - uśmiechnęła się przepraszająco.
Otworzyłam usta i spojrzałam na nią ze zmarszczonym czołem. Wzruszyła ramionami.
- Zauważyłem... - chrząknął Brunet. - Czyli jesteście wnuczkami Darcy? Wiedzieliśmy, że ma wnuczki, jednak one były małe.
- No to widocznie urosły - przewróciłam oczami. - Po co tutaj przyszliście?
- Karmimy koty - odezwał się Blondyn.
- Nie musicie się już martwić, Molly i Dusty mają dobrą opiekę - odparła Vi z uśmiechem.
- Lu, nie wiem jak, ale... wyproś ich stąd. A przynajmniej tego z kręconymi włosami. Ja idę się ubrać - stwierdziłam i ruszyłam schodami na górę.
Jeszcze raz się obejrzałam i zmierzyłam Bruneta wzrokiem, bo nadal mi się przyglądał.
- I co się gapisz?
W pokoju rozpuściłam włosy i doprowadziłam je do ładu. Założyłam turkusowy, lekki i przewiewny sweter, i spodnie-ogrodniczki. Jakimś cudem na nogi wcisnęłam swoje białe conversy. Spojrzałam na siebie w lustrze.
- Te włosy doprowadzą mnie kiedyś do szaleństwa... - westchnęłam.
Podwinęłam nogawki na wysokość łydek, a włosy ostatecznie związałam. Nałożyłam już tylko zieloną bandankę na głowę i byłam gotowa. Zanotowałam też brak kotów w pokoju. Skoro umiem przeżyć bez makijażu, to bez kotów w pokoju też przeżyję.
Zbiegłam schodami na dół, przekonana o swoim zwycięstwie. Podśpiewywałam pod nosem "Satellite" ukochanego zespołu The Wanted. Wtedy zatrzymałam się w salonie. Skojarzyłam.
Podbiegłam do magnetofonu, i zobaczyłam płytę 'Up All Night'. No przecież! Niall i Harry z One Direction! Czyli Babcia naprawdę ich znała...
- Noo, Mała! Masz już coś na śniadanie? - zawołałam.
Potem wpadłam do kuchni i ku mojej irytacji zauważyłam, że Styles nadal nie opuścił tego domu. Ba! Siedział na jednym z krzeseł obok tego całego Nialla i bezczelnie zjadał jeden z naleśników, który zapewne przed chwilą przyrządziła Vivian.
- Siadaj - siostra wskazała mi miejsce na przeciwko kędzierzawego, na które bezradnie opadłam, i podała mi talerz z dwoma naleśnikami pokrytymi bitą śmietaną.
- Ej! Dlaczego tylko dwa? Chcę więcej! - oburzyłam się. W końcu to był teraz mój dom. Mój i Vi. A Ci dwaj nie mają prawa, żeby zjadać coś, co mogłabym zjeść ja.
- Było przyjść wcześniej... - zaczęła brunetka, ale postanowiłam jej przerwać.
- To po co dałaś jeść mu? - wskazałam palcem na zielonookiego. Moja siostra zaśmiała się perliście.
- Oj, Is. Muszę Cię zmartwić, ale wszelkie pretensje do Niallera. Oddałabym Ci połowę swojej porcji, ale ją też zjadł - mówiła tak, jakby znała tych dwóch nie od niecałej godziny, tylko od kilku lat. 
Tak, Vivian łatwo nawiązywała nowe znajomości.
Westchnęłam ciężko i ujęłam w dłoń widelec. Zlustrowałam bliźniaczkę wzrokiem.
- Hej, Lu... Skąd masz tą bluzę? - zmarszczyłam czoło.
- I właśnie tutaj jest cały problem... Ja.. Zjadłem te naleśniki, b-bo to moja bluza - odpowiedział Blondyn, zerkając na Lu.
- Ale trzeba przyznać, że bardzo ci w niej do twarzy, Vivian - zauważył Styles.
Chwila... Oni mają zamiar teraz podrywać moją siostrę, jeść moje śniadanie, i karmić moje koty? Tego już za wiele.
- Nie wiecie, kim jesteśmy? - spytał Niall, z nadzieją patrząc na Lu.
Postanowiłam się więcej nie odzywać, żeby potem nie dostać reprymendy od Vivian za moje niemiłe zachowanie.
- One Direction, tak? - odezwała się dziewczyna, siadając pomiędzy mną i Styles'em.
- Też - uśmiechnął się Lokowaty. - Tak się składa, że mieszkamy w domu obok.
Sok, który właśnie piłam wylądował na stole, a ja sama zaczęłam się krztusić. Trwało to tak długo, że Niall zaczął klepać mnie po plecach.
- Przepraszam, ale... Co powiedziałeś? Jesteśmy sąsiadami? - zawołałam, gdy wreszcie przestałam się krztusić.
- To właśnie powiedziałem - odparł Kędzierzawy. - Wszystko w porządku?
- Jasne. Nie jestem już głodna - mruknęłam.
Zabrałam szklankę z sokiem i wyszłam z kuchni. Usłyszałam tylko niewyraźne pytanie Niall'a:
- Mogę zjeść za nią?

Bo najważniejsze w każdym działaniu jest początek.

xxx
Po dość długim czasie, dodajemy rozdział pierwszy.
Mamy nadzieję, że zainteresuje Was bardziej, niż prolog. I co za tym idzie - liczymy też na więcej kliknięć w reakcje i komentarze!
Miłego weekendu wszystkim!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Prolog.

 "Czasami brakuje nam słów, chociaż tak wiele
chciałoby się powiedzieć."

 

- Iris, to właśnie jest Vivian. Vivian, to jest Iris - siwowłosa kobieta uśmiechając się przyjaźnie zapoznała ze sobą dwie piętnastoletnie dziewczyny. Siostry spojrzały na siebie niepewnie po czym padły sobie w objęcia. Dopiero po chwili otrząsnąwszy się z szoku wywołanego całą sytuacją w której się znalazły, zaczęły pytać, dlaczego. Ojciec nie umiał, albo nie chciał odpowiedzieć. Był to dla niego zbyt wielki wstyd i dręczyły go wyrzuty sumienia widząc, jaką ma cudowną córkę, której nie widział 15 lat... Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, czego je pozbawił. Miłości, ciepła, wsparcia... Drżącym głosem odpowiedział:
- Przepraszam... Byłem wtedy tylko głupim szczeniakiem bojącym się aż tak wielkiej odpowiedzialności... Po śmierci waszej matki - mojej kochanej Jane, kompletnie się załamałem... Nie wiedziałem co mam robić... Kiedy po raz pierwszy was ujrzałem stwierdziłem, że Bóg zsyłając na świat dwa malutkie aniołki, którymi byłyście wy, obdarzył mnie szczęściem na które z pewnością nie zasługiwałem. I stało się... Cały mój świat zaczął się walić - nagle wszystko się popsuło. Mało brakowało, a straciłbym pracę. Zarabiałem mało pieniędzy. Za mało.Oczekiwał teraz wybaczenia ze strony Iris. Widział, że była podobna do matki i miał nadzieję, że tak jak ona będzie kompromisowa. Jednak nie miał pojęcia, ile sprawił jej bólu to jedną decyzją... Iris nie mogła mu wybaczyć, przynajmniej nie teraz. Chciała mieć ojca, ale nie potrafiła teraz puścić tego w niepamięć. Mimo, że dziadkowie zapewnili jej tak cudowne życie, zawsze jej czegoś brakowało. Mogła to odzyskać, ale niekoniecznie miała siły. Wiedziała, że wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby wybaczyła. Ona sama byłaby szczęśliwa. Ale teraz nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa.
Vivian natomiast całkowicie nie mogła odnaleźć się w tym wszystkim. Była pełna obaw. Zastanawiała się jak bardzo zmieni się teraz jej życie. I co ważniejsze: zmieni się na gorsze, czy na lepsze. Bo miała pewność, że się zmieni. Z jednej strony była wdzięczna babci, że w końcu namówiła ich ojca do wyznania prawdy. Ale z drugiej... Oboje przez całe życie ją okłamywali. Pamiętała jak kiedyś, będąc jeszcze małą dziewczynką marzyła o starszej siostrze, która broniła by ją przed złośliwościami innych. Jej marzenie po części się spełniło - okazało się, że ma siostrę. Tylko czy Iris okaże się być taką siostrą, jakiej Vivian pragnęła, czy może będzie totalnym przeciwieństwem jej marzeń - siostrą niczym ze strasznego horroru?
Ale o czym myślała Darcy? Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie jej wnuczki poznały prawdę. A z drugiej cholernie się bała. Reakcji dziewczyn podczas pierwszego spotkania, zachowania Iris i Roberta... Starała się z całych sił wybaczyć synowi to, że zabronił jej ujawnić prawdę i na tak długo je rozłączył. Nie wiedziała jednak, ile będzie mogła nacieszyć się tym widokiem... Tak, Darcy była chora. Nikt o tym nie wiedział. Nie chciała ich martwić, tylko po prostu żyć dalej. Chciała, ale czy mogła? Na każdym kroku zadawała sobie pytanie, ile jej zostało. Dzień, miesiąc, rok? A może dwa, trzy lata? Jeśli tak by się stało, dziękowała by za to Bogu codziennie.



 
"Cud, w który potrafił patrzeć godzinami."


 
  Siedziałem na kanapie przyglądając się Zayn`owi, który zajęty był rozmową z Liamem.
Nie wiem dlaczego, ale miałem pewną słabość do tego kruczowłosego chłopaka. Nie, nie byłem w nim zakochany. Chociaż... Może z biegiem czasu miało się to zmienić? Cała nasza piątka poznała się całkiem nie dawno temu. I właśnie wtedy to się zaczęło. Czy ze wszystkich ludzi na świecie musiał spodobać mi się akurat on? Tak... Ja - Louis Tomlinson jestem gejem. Większość ludzi na moim miejscu stwierdziła by pewnie, że nie powinienem się tym przejmować, że przejdzie mi, że zapomnę. Ale ja będąc sobą wiem... Wiem, że to nie jest takie proste. Wiem, że kto raz mi się spodoba, podobać się mi nie przestanie. W końcu - w całym moim życiu podobały mi się tylko cztery osoby, z czego każda z nich była tej samej płci co ja. Nie chciałem żeby było tak jak zawsze...
Pierwszy obiekt moich westchnień - Ellis był heteroseksualistą, więc nie było szans, abyśmy stworzyli jakikolwiek związek. Drugi - zielonooki brunet o imieniu Kosho - mój pierwszy chłopak... Zakochałem się w nim. To z nim wiąże się najwięcej moich wspomnień... Pierwszy pocałunek, pierwszy związek, pierwszy raz... Pierwsze rozstanie... Nadal pamiętam o bólu, który towarzyszył mi zarówno wtedy, kiedy odprowadzałem go na lotnisko jak wtedy, kiedy pomimo obietnic nie dzwonił. Miał wrócić, lecz nie wrócił. Miał być zawsze przy mnie, lecz nie był. Miał mnie nigdy nie zawieść, lecz zawiódł; Trzeci - Oscar... W Oscarze najbardziej podobała mi się jego pewność siebie. Wydawał się być idealnym chłopakiem. Do czasu... Kiedy jego rodzice się rozwiedli zaczął palić, upijać się do nie przytomności, brać narkotyki... Robiłem wszystko, aby być dla niego jak największym wsparciem, ale on także mnie zawiódł. Na początku wszystko mu wybaczałem. Wybaczałem nawet to, że czasami bił mnie tak mocno, że następnego dnia miałem problemy z normalnym funkcjonowaniem. Nawet się przed nim nie broniłem... Wiedziałem, że to nic nie da. Był ode mnie silniejszy. Ale kiedy pomimo moich błagań próbował mnie zgwałcić... Tego było już za wiele. Odszedłem. Był jeszcze Murray... Myślałem, że będziemy razem do końca swoich dni... Jakże się myliłem. Nie minęło kilka dni odkąd zostaliśmy parą, a on już zaczął mnie zdradzać...
Moje rozmyślania, a właściwie rozpamiętywanie przeze mnie przeszłości przerwał Malik, który usiadłszy obok mnie i oparłszy się o moje ramię zaczął namawiać mnie, żebym razem z nim i Paynem udał się do jednego z pobliskich klubów. Nie potrafiłem odmówić. Nie, kiedy patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi brązowymi oczami, i uwodzicielsko się uśmiechał... Zaraz... Uwodzicielsko? Pięknie, więc już pewnie nie potrafię odróżnić uwodzicielskiego uśmiechu od uśmiechu przyjacielskiego...

  


“Bycie singlem nie znaczy, że jesteś słaby, to znaczy, że jesteś wystarczająco silny, aby czekać na to, na co zasługujesz "

   Harry rozsiadł się na leżaku i pozwolił, żeby słoneczne promienie rozgrzewały jego policzki. Lubił słońce, nic do niego nie miał... Oprócz tego, że czasem zbyt mocno go opalało.
Obok niego był Niall, któremu strasznie się nudziło. Ćwiczył właśnie odbicia piłki 'na kolanko'.
- Hej, Nialler...
Blondyn odwrócił głowę i przez przypadek - zapominając o piłce - dostał nią w głowę.
- Czy to było aż takie ważne, że musiałem dostać piłką? - mruknął.
Styles roześmiał się tym swoim czystym śmiechem, który uwielbiało miliony dziewczyn na świecie. Nawet Niall go lubił, mimo że to on miał ten bardziej charakterystyczny śmiech.
- Brakuje mi kogoś, wiesz?
Horan z zaciekawieniem spojrzał na przyjaciela. Harry wiedział, że on i tak nie zrozumie, o czym mówi. Przynajmniej nie za pierwszym razem.
- Masz rację. Chłopaków już długo nie ma. - westchnął Irlandczyk.
Hazza znów parsknął śmiechem, ale tym razem na krótko. Podniósł okulary przeciwsłoneczne i umiejscowił je na włosach.
- Chodziło mi o taką drugą osobę, z którą... No wiesz. Można się ponudzić, albo poleżeć na leżaku i... I być szczęśliwym tylko dlatego, że ta druga osoba jest obok... Rozumiesz? - zaczął Loczek.
- No to... My tak nie robimy? Co prawda, nie robi mi różnicy, czy jesteś obok, czy nie...
- Wiesz co? Dzięki Horan. - prychnął Lokowaty. - Chodziło mi o kobietę. O kobietę swojego życia, która mogłaby...
- Mogłaby stać się całym naszym światem... Dla której żylibyśmy z myślą, że każdy oddech przybliża nas do spotkania właśnie z nią... - dokończył Niall.
Szatyn przeniósł się do pozycji siedzącej i z niedowierzaniem patrzył na przyjaciela. Tamten zarechotał.
- Tak, Harry. Ja też często o tym myślę... - rozmarzył się.
- Już się bałem, że coś ze mną nie tak... Ale skoro ty też tak myślisz, to obydwoje jesteśmy nienormalni! - rzucił Styles.
Irlandczyk przewrócił niebieskimi oczami, ale po chwili uśmiechnął się sam do siebie. Cieszył się, że ma Styles'a. Takiego nieszkodliwego wariata, z którym rozumie się najlepiej.
- Chciałbym spotkać wrażliwą dziewczynę... Ładną, słodką, inteligentną... Mogłaby lubić jeść, ale bez przesady. A najlepiej, jakby świetnie gotowała! No i taką, którą mógłbym odrobinę podtuczyć... - odezwał się Niall, ze szczerzem na twarzy.
- A ja... - zaczął Harry, ale szybko przerwał. Po chwili uśmiechnął się szeroko. - Dziewczynę z charakterem. Silną i zdecydowaną. Mogłaby być taka jak ja...
- Wredna? - Nialler chciał pomóc.
- Wiesz... - znów prychnął. - Ale może trochę też. A najlepiej, jakby była taka, jak nasza kochana sąsiadka. Właśnie, czy ona ma wnuczki? - zmarszczył czoło.
Horan wybuchnął śmiechem i zdążył tylko wyjąkać krótkie 'nie'. Styles nie potrafił się opanować i też zaczął się śmiać razem z nim.
- Ale Niall... Gdzie można ją spotkać? Tą 'drugą połówkę'? - zakreślił cudzysłów w powietrzu.
- Miłość przychodzi niespodziewanie... A przynajmniej tak piszą na portalach randkowych. - podsumował chłopak.
- No tak... - mruknął Lokowaty. - Chwila! Logowałeś się na portalach randkowych? - zaśmiał się po chwili.
- I masz mi zamiar to teraz wypominać? - naburmuszył się Blondyn.
- Oj, zamknij się!
Styles rzucił piłką w chłopaka, ale tamten ją odbił i upadła gdzieś za ogrodzeniem. Usłyszeli tylko cichy jęk i razem, już w biegu, zawołali:
- Darcy!



xxx

Tak więc prolog mamy już za sobą. Mamy nadzieję, że Was zainteresował
. Bardzo prosimy o dodawanie się do "obserwatorów" i jeszcze bardziej - do wyrażania opinii w komentarzach. Ci, co sami posiadają blogi, pewnie wiedzą jak bardzo to motywuje.
Jak już zapewne zauważyliście - pojawia się wątek miłości męsko-męskiej. Mamy nadzieję, że jesteście tolerancyjni i nie będzie Wam to przeszkadzało... Homoseksualistów pojawi się kilku, ale, spokojnie! Hetero też nie zabraknie.

niedziela, 27 stycznia 2013

Bohaterowie.













Witamy Serdecznie!
Tak, witamy, bo jest nas dwie. Karolina i Pamela. Karolinę pewnie część z was kojarzy z blogów: "http://1d-illbeyourreasontolife.blog.onet.pl" (dzięki któremu się "poznałyśmy") oraz "http://odszukac-siebie.blogspot.com", których jest autorką; Pamela natomiast do tej pory pisała jedynie 'Potterowskie' opowiadania, ale... Może znajdzie się jakaś osoba, która będzie kojarzyła "Pam!"...
Założenie tego bloga planowałyśmy już od jakiegoś czasu. I tak oto powstał!
Zapraszamy również na prolog.