sobota, 16 marca 2013

Rozdział I.

Wspomnienia trwają przez całe życie.

- Wiesz co, Is? Ciekawa jestem, czy to wszystko wygląda jak dawniej... Czy wygląda tak jak wyglądało pół roku temu... Wiem, że to głupie, ale tak bardzo chciałabym, żeby babcia była teraz z nami. Żeby uśmiechnęła się do nas kojąco i zaprosiła nas do środka. Żeby tak jak dawnej krzątała się po swoim królestwie - swojej kuchni, przygotowując rozmaite potrawy - wypowiadając te słowa z ledwością powstrzymywałam płacz. 
Dlaczego łzy pomimo mojej woli starały się ukazać to, jak słaba jestem? Poczułam się tak, jakby rana, która pojawiła się w moim sercu po śmierci babci została brutalnie rozdrapana.
Nie. Nie mogę przecież cały czas żyć przeszłością. Skończę z tym. Dzisiejszy dzień będzie ostatnim. Ostatnim dniem wspomnień. Od jutra zaczynam nowe życie. 
Wiem - powinnam była zrobić tak już dawno temu, ale nie miałam siły. Po prostu nie mogłam. 
Za to teraz... Teraz najważniejsza będzie teraźniejszość. Przyszłość również będzie odgrywała wielką rolę, natomiast jeśli chodzi o przeszłość... Przeszłość pozostawię za sobą, i chociaż nigdy nie zapomnę o złych chwilach, ważniejsze będą te dobre, te dzięki którym moje istnienie nabierało sensu.
- Mi też jest ciężko. Ale mogę się założyć, że babcia chciałaby żebyśmy były cały czas szczęśliwe - stwierdziła moja siostra kładąc dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia. Moja kochana Iris. Gdyby nie ona, wszystko byłoby jeszcze trudniejsze. To ona pilnowała, abym w tym wszystkim całkowicie nie zatraciła siebie. Ona i moi przyjaciele. Bez nich nie dałabym rady.
Przekręciłam klucz po czym niepewnie weszłam do środka. Zaraz za mną weszła Iris. Nie wiem, czy czuła to samo co ja. Za to do mnie wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Te wszystkie dni spędzone w tym domu...
Domek jednorodzinny w stosunkowo miłej okolicy w Londynie. Kiedyś przepełniony miłością i ciepłem tej jednej kobiety, którą z dumą mogłam nazwać swoją babcią. Otoczył nas jej zapach, uświadamiający że ona nadal tu jest. Wiem, że to niemożliwe, ale poczułam tutaj ukochaną Darcy.
Pierwszym pomieszczeniem był wąski korytarzyk, pomalowany na niebiesko - ulubiony kolor babci. Z uśmiechem spojrzałam na spore, postarzałe już lustro wiszące na ścianie, i szafeczkę pod nim. Z ulgą zdjęłyśmy buty, żeby jak zawsze porozkoszować się chłodem paneli, albo tak jak wcześniej - poudawać łyżwiarki.
Kilka kroków dalej trafiłyśmy do salonu. To było wyjątkowe miejsce od samego początku. Mięciutka kanapa w czarne pionowe paski, obok niej ulubiony bordowy fotel Is... Z ulgą utkwiłam wzrok w dosyć starym magnetofonie, jednak bardzo stylowym. Obok dostrzegłam... Płytę 'Up All Night'?
- Ja wiedziałam, że babcia była dosyć nowoczesna, ale One Direction? - odezwała się Iris, wpatrując się w płytę. - Dosyć sporo o nich mówiła... Nawet kiedyś twierdziła, że ich zna.
- Napewno jej się to przyśniło! - zaśmiałam się.
Isse ze szczerzem na twarzy podeszła do zabytkowego kominka z szarego kamienia. Ujęła w dłonie obity skórą dziennik. Dobiegłam do niej, gdy go otwierała.
- Ej! Nie mów mi, że to... - zaczęła.
- Co za wstyd... Ona nadal trzyma nasze rysunki z dzieciństwa - mruknęłam. - A przynajmniej trzymała.
Poczułam, że Is zrobiła się jakaś nieswoja. Zamknęła album i rzuciła ochoczo:
- Chodźmy do kuchni!
Uniosłam kącik ust w uśmiechu. Zawsze starała się być silna, by być dla mnie oparciem. Wiedziałam, że dużo ją to kosztuje.
- Jejku... Idziesz?
Ruszyłam raźnym krokiem za nią, zahaczając ręką o całkiem nowy stół i wygodne krzesła z wysokimi oparciami. Ostatni raz spojrzałam na czarno-białe zdjęcia na ścianie, w tym zdjęcia naszej zmarłej matki...
Kuchnia, mimo że nie używana przez pół roku, nadal miała swój specyficzny aromat. Na parapecie stała pełna doniczka świeżych, zielonych ziół. Dostrzegłam też swoją ulubioną półkę z przyprawami, gdzie lubiłam zaglądać. Nie było to duże pomieszczenie, wręcz przeciwnie. Zmieściła się tylko dosyć wysoka lodówka, kuchenka i pięć szafek ustawionych na dwóch ścianach. Jednak jako całość, ta kuchnia była niezwykle przytulna. Nie wspominając już o kolejnym zabytku - ekspresie do kawy.
- Ktoś tutaj mieszka? - Iris przerwała ciszę.
Spojrzałam na nią. Stała, jak zawsze, przy lodówce. Zmarszczyłam brwi i oczekiwałam rozwinięcia tematu.
- Wszystko jest posprzątane, brak kurzu, pajęczyn... Zioła są świeże, i w dodatku mamy trochę jedzenia. Dziwne, baardzo dziwne - dodała.
- Może babcia Darcy wynajęła kogoś? Albo... sąsiedzi?
- Jeżeli na górze śpi jakiś żul, to nie ręczę za siebie. I nawet nie próbuj mnie trzymać, Mała - powiedziała poważnie, jednak zaraz zaczęła się perliście śmiać.
Powędrowałyśmy na górę, lekko skrzypiącymi, ale urokliwymi, drewnianymi schodami.
Chciałam wejść tam razem z siostrą, ale nie dałam rady. Poczułam, że w sypialni Darcy na pewno bym się rozpłakała, a nie chciałam tego. Wskoczyłam do pierwszego pokoju gościnnego, zaraz obok wspomnianej sypialni.
Właściwie to ten pokój zawsze mogłam nazywać "swoim" pokojem. To w nim zawsze sypiałam kiedy przyjeżdżałam do babci zarówno na wakacje oraz ferie, jak i na święta.
Na przeciwko drzwi, dzięki którym dostałam się do jego środka, stało sosnowe biurko, na którym porozrzucane były różnego rodzaju papiery. Podeszłam bliżej owego mebla rozpoznając wśród zapisanych kartek napisaną przeze mnie piosenkę. Nietrudno było mi się domyślić, widząc niechlujne pismo i zauważając wiele błędów, że napisałam ją bardzo dawno temu. Miałam wtedy ze dwanaście, może trzynaście lat. Do ścian poprzyczepiane były ramki z wieloma moimi zdjęciami. Na niektórych byłam sama, na innych z rodziną, z przyjaciółmi, a na jeszcze innych ze sławnymi ludźmi, z którymi miałam okazję występować. Pomimo tego, że jako aktorka i uczennica jednej z irlandzkich szkół miałam mało wolnego czasu, to zawsze starczało mi go na odnajdywaniu się w swojej pasji - czytaniu. Dlatego też w pokoju była drewniana półka zapełniona książkami o różnych gatunkach. Usiadłam na skórzanym, zielonobiałym fotelu, w kolorze ścian zerkając na małżeńskie łoże, w którym sypiałam podczas pobytów w tym domu. Ku mojemu zdziwieniu na pościeli z podobizną jednego z moich ulubionych bohaterów książkowych leżała szara bluza. Tylko... Skąd ona się tam wzięła? Chwyciłam ją, przysuwając blisko swojej twarzy. Na pewno nie należała do mnie, ani do Iris. I co najdziwniejsze - jej zapach mówił sam za siebie - całkiem niedawno ktoś miał ją na sobie. Pachniała przyjemnymi, męskimi perfumami. Więc do kogo należała? Nie, na pewno nie do żadnego żula. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie mody, żeby zauważyć, że do najtańszych, to pewnie ona nie należała. Przerwałam swoje rozmyślanie.
Wyszłam na korytarz, ale nigdzie nie było bliźniaczki. Zebrałam się w sobie i zapukałam w białe drzwi. Usłyszałam cichy pomruk, więc zdecydowałam się wejść. Zaraz po zamknięciu drzwi przywarłam do nich plecami. Rozejrzałam się.
Wszystko było nienaruszone, zupełnie jakbym tutaj była kilka miesięcy temu. Rolety w sporych, przejrzystych oknach były opuszczone. Jedynym źródłem światła były przeszklone drzwi na balkon. Pod tablicą korkową, gdzie babcia Darcy przypinała głównie zdjęcia ważnych osób, stał biały sekretarzyk z mnóstwem papierów i wypchanymi szufladkami. Obok drzwi prowadzących do łazienki nadal stała renesansowa, biała szafa, a na niej jakieś pudła. Odruchowo spojrzałam też na spore łóżko z metalowym ornamentem na zagłówku. Tam siedziała ona. Nie była wcale twarda, ani silna. Była po prostu sobą - Iris Black. Tą kruchą dziewczyną, którą przygniótł ciężar rzeczywistości.
Bez zastanowienia usiadłam obok i poklepałam ją po kolanie. Potrząsnęła głową i ułożyła włosy w charakterystyczny dla siebie sposób. Chciałam spytać, czy wszystko okej, ale ona wskazała tylko tablicę korkową.
Podeszłam do niej. Było tam mnóstwo zdjęć moich, Isse i mamy zrobionych z ukrycia. Jednak bardziej zaciekawiło mnie kilka zdjęć dwóch chłopaków, których nie mogłam sobie przypomnieć.
- Muszę wziąć prysznic, bo po tej podróży z Irlandii jestem wykończona. A to dopiero początek dnia - zaśmiała się nerwowo Iris.
- Ale wiesz, że nasze rzeczy nadal stoją za furtką?

Najlepsze osoby poznaje się przypadkowo.

Poprawiłam na sobie znacznie większy t-shirt, sięgający mi do połowy ud. Nie cierpiałam wstawania rano, bo zawsze wtedy musiałam spojrzeć w lustro. Tak było też tym razem. Przemyłam twarz zimną wodą, a potem umyłam włosy. Sięgnęłam po niebieski ręcznik i zaczęłam je wycierać, przy okazji chodząc po pokoju.
Kolejny raz podeszłam do tablicy korkowej. Cały czas zastanawiałam się, kim są ci mężczyźni na zdjęciach. Kojarzyłam ich twarze, jednak za nic nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Zrezygnowałam z dalszej próby przypominania. Bardziej intrygował mnie sekretarzyk. Bałam się do niego zajrzeć... Nic gorszego od testamentu nie mogłabym tam znaleźć, ale mimo to dostawałam gęsiej skórki na samą myśl o grzebaniu w prywatnych rzeczach babci. Tak strasznie za nią tęskniłam...
Pewnie dalej bym tak łaziła bez sensu, gdyby nie pisk Lu z dołu. Koty babci - Molly i Dusty - wygrzewające się na moim łóżku, również się przestraszyły. Pogłaskałam je w biegu i ruszyłam na dół.
Zdziwiłam się widząc, że czarnowłosa nie jest sama. Potknięcie się o krzesło, czy zbicie szklanego naczynia było bardzo w jej stylu, dlatego zdążyłam się już przyzwyczaić, że opatrywanie jej ran jest moim zadaniem. Ale... Skąd w naszym domu wzięli się dwaj mężczyźni? I... Kim właściwie oni byli? Zaraz... Przecież... Byli łudząco podobni do tych dwóch, ze zdjęcia. Jeden był niebieskookim blondynem średniego wzrostu, i teraz z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy przyglądał się mojej siostrze. Natomiast drugi... Był Szatynem z zielonymi oczami, i uroczymi dołeczkami w policzkach, które z łatwością mogłam dostrzec, dzięki jego szerokiemu uśmiechowi.
- Kim jesteście, i co tu do cholery robicie? - starałam się opanować drżenie głosu.
- Nazywam się Harry. Harry Styles. A ten tu blondasek ma na imię Niall. I... To chyba ja powinienem zadać to pytanie wam - stwierdził z rozbawieniem.
- Mieszkamy, nie widać? - przybrałam najbardziej jadowity ton, na jaki było mi stać.
Kędzierzawy przestał się uśmiechać, i tym razem z większym skupieniem zaczął mi się przyglądać. Już całkowicie zeszłam na dół i spojrzałam na Vivian.
- A ty... Ubrałabyś się jakoś poważniej - rzuciłam w stronę siostry.
- Vice versa, Młoda - zmrużyła oczy.
- W każdym razie... Kim jesteście? Babcia nie mówiła nam nic o pomocy domowej... - zamyśliłam się.
- Chwila, co? - oburzył się Lokowaty. - Nie jesteśmy pomocą domową! Poza tym, nawet się nie przedstawiłaś. Myślisz, że to grzecznie?
Zastanawiałam się, czy to nie jest jakaś komedia. Jednak wtedy odezwała się Lu.
- Ja jestem Vivian Black, a to jest moja siostra Iris. Wybaczcie, ale po prostu jest odrobinę nerwowa - uśmiechnęła się przepraszająco.
Otworzyłam usta i spojrzałam na nią ze zmarszczonym czołem. Wzruszyła ramionami.
- Zauważyłem... - chrząknął Brunet. - Czyli jesteście wnuczkami Darcy? Wiedzieliśmy, że ma wnuczki, jednak one były małe.
- No to widocznie urosły - przewróciłam oczami. - Po co tutaj przyszliście?
- Karmimy koty - odezwał się Blondyn.
- Nie musicie się już martwić, Molly i Dusty mają dobrą opiekę - odparła Vi z uśmiechem.
- Lu, nie wiem jak, ale... wyproś ich stąd. A przynajmniej tego z kręconymi włosami. Ja idę się ubrać - stwierdziłam i ruszyłam schodami na górę.
Jeszcze raz się obejrzałam i zmierzyłam Bruneta wzrokiem, bo nadal mi się przyglądał.
- I co się gapisz?
W pokoju rozpuściłam włosy i doprowadziłam je do ładu. Założyłam turkusowy, lekki i przewiewny sweter, i spodnie-ogrodniczki. Jakimś cudem na nogi wcisnęłam swoje białe conversy. Spojrzałam na siebie w lustrze.
- Te włosy doprowadzą mnie kiedyś do szaleństwa... - westchnęłam.
Podwinęłam nogawki na wysokość łydek, a włosy ostatecznie związałam. Nałożyłam już tylko zieloną bandankę na głowę i byłam gotowa. Zanotowałam też brak kotów w pokoju. Skoro umiem przeżyć bez makijażu, to bez kotów w pokoju też przeżyję.
Zbiegłam schodami na dół, przekonana o swoim zwycięstwie. Podśpiewywałam pod nosem "Satellite" ukochanego zespołu The Wanted. Wtedy zatrzymałam się w salonie. Skojarzyłam.
Podbiegłam do magnetofonu, i zobaczyłam płytę 'Up All Night'. No przecież! Niall i Harry z One Direction! Czyli Babcia naprawdę ich znała...
- Noo, Mała! Masz już coś na śniadanie? - zawołałam.
Potem wpadłam do kuchni i ku mojej irytacji zauważyłam, że Styles nadal nie opuścił tego domu. Ba! Siedział na jednym z krzeseł obok tego całego Nialla i bezczelnie zjadał jeden z naleśników, który zapewne przed chwilą przyrządziła Vivian.
- Siadaj - siostra wskazała mi miejsce na przeciwko kędzierzawego, na które bezradnie opadłam, i podała mi talerz z dwoma naleśnikami pokrytymi bitą śmietaną.
- Ej! Dlaczego tylko dwa? Chcę więcej! - oburzyłam się. W końcu to był teraz mój dom. Mój i Vi. A Ci dwaj nie mają prawa, żeby zjadać coś, co mogłabym zjeść ja.
- Było przyjść wcześniej... - zaczęła brunetka, ale postanowiłam jej przerwać.
- To po co dałaś jeść mu? - wskazałam palcem na zielonookiego. Moja siostra zaśmiała się perliście.
- Oj, Is. Muszę Cię zmartwić, ale wszelkie pretensje do Niallera. Oddałabym Ci połowę swojej porcji, ale ją też zjadł - mówiła tak, jakby znała tych dwóch nie od niecałej godziny, tylko od kilku lat. 
Tak, Vivian łatwo nawiązywała nowe znajomości.
Westchnęłam ciężko i ujęłam w dłoń widelec. Zlustrowałam bliźniaczkę wzrokiem.
- Hej, Lu... Skąd masz tą bluzę? - zmarszczyłam czoło.
- I właśnie tutaj jest cały problem... Ja.. Zjadłem te naleśniki, b-bo to moja bluza - odpowiedział Blondyn, zerkając na Lu.
- Ale trzeba przyznać, że bardzo ci w niej do twarzy, Vivian - zauważył Styles.
Chwila... Oni mają zamiar teraz podrywać moją siostrę, jeść moje śniadanie, i karmić moje koty? Tego już za wiele.
- Nie wiecie, kim jesteśmy? - spytał Niall, z nadzieją patrząc na Lu.
Postanowiłam się więcej nie odzywać, żeby potem nie dostać reprymendy od Vivian za moje niemiłe zachowanie.
- One Direction, tak? - odezwała się dziewczyna, siadając pomiędzy mną i Styles'em.
- Też - uśmiechnął się Lokowaty. - Tak się składa, że mieszkamy w domu obok.
Sok, który właśnie piłam wylądował na stole, a ja sama zaczęłam się krztusić. Trwało to tak długo, że Niall zaczął klepać mnie po plecach.
- Przepraszam, ale... Co powiedziałeś? Jesteśmy sąsiadami? - zawołałam, gdy wreszcie przestałam się krztusić.
- To właśnie powiedziałem - odparł Kędzierzawy. - Wszystko w porządku?
- Jasne. Nie jestem już głodna - mruknęłam.
Zabrałam szklankę z sokiem i wyszłam z kuchni. Usłyszałam tylko niewyraźne pytanie Niall'a:
- Mogę zjeść za nią?

Bo najważniejsze w każdym działaniu jest początek.

xxx
Po dość długim czasie, dodajemy rozdział pierwszy.
Mamy nadzieję, że zainteresuje Was bardziej, niż prolog. I co za tym idzie - liczymy też na więcej kliknięć w reakcje i komentarze!
Miłego weekendu wszystkim!